ZAWIESZENIE


Opowiadanie zostaje tymczasowo zawieszone. Muszę skupić się na drugim blogu (https://hakuna.muhimu.blogspot.com) i nieco wyprzedzić rozdziały tego opka, bo wcale a wcale nie idzie mi pisanie.

Przepraszam.

wtorek, 15 marca 2016

Pożegnanie

Dłuuuuga zwłoka. Ale kolejne rozdziały będą miały więcej sensu (o ile w ogóle jakikolwiek posiadają). Dziękuję za cierpliwość i zapraszam do czytania.


Ruiny gdzieś na końcu lasu. Dwie ściany i schody donikąd. Zimno. Śpiew ptaków w gałęziach. Szmery liści. Wspięłam się na ostatnie stopnie. Dziki skrzek. Uciekły. Las stał się cichy.
Uciekłam. Przestał mnie śledzić kilka kilometrów stąd. Straciłam jego woń dopiero teraz. Jestem sama. Znowu. Objęłam rękoma kolana. Czego go wcześniej nie spotkałam? Jego twarz, głos, oczy... Wydawały się znajome. To właśnie przez to uczucie czułam się przy nim bezpiecznie. Daleko od tych wrzasków, cieni. Postanowiłam jednak uciec. Bo to by się źle skończyło. Bardzo źle.
Głosy. Niskie, pewnie męskie. Pijane. Zeskoczyłam. Liście rozwiały się w powietrze. Zanim opadły, byłam już daleko poza zasięgiem słuchu mężczyzn. Biegłam, nasłuchując zaskoczonych zwierząt. Wracałam tam, skąd uciekłam. Nie mogłam zmienić kursu, nie chciałam. Jego zapach ciągnął mnie do siebie. Wspomnienie jego głosu szepczącego za plecami, dotyku dłoni, delikatnie muskających moje drżące ramiona. Krążyły w mojej głowie, nie pozwalały dojść rozsądkowi do głosu.
Kroki.
Walczyłam z nimi, powtarzałam scenę martwego ciała Izabeli. Zamknięte oczy. Nieruchome palce. Płacz jej dzieci. Jak on umrze? Jak mnie zostawi samą? Jak ja go zostawię?
Oddech.
Jak długo będę jeszcze żyć? Ile jeszcze pociągnę, zanim ziemia pochłonie moją duszę? Dlaczego to tak trwa, dlaczego nie potrafiłam po prostu zniknąć, jak każda istota na tym świecie?
Serce.
Głośne bicie serca. Przyspieszyłam. Ogień we mnie się zakotłował. Błagał mnie bym go wypuściła, pozwoliła mu pnąć się po moich palcach, iskrzyć się nad moimi dłońmi. Uśmiechnęłam się, pierwszy raz od wielu lat. Zobaczyłam go. Stał, oparty o drzewo. Jego usta pokazały białe kły.
Czekał na mnie. On na mnie czekał. Tak jak tamtego dnia.
Zatrzymałam się. Którego dnia? Przecież nigdy przedtem się nie spotkaliśmy. To wspomnienie, to uczucie. Nie jest moje. Nie jest jego. Uśmiech znikł z jego twarzy. Podszedł do mnie. Spoglądał czystym błękitem ciepłego morza. Paraliżowało mnie to. Znałam go. Bardzo długo czekałam na to spotkanie, spotkanie które nie powinno się w ogóle wydarzyć.
Ogień zgasł.
- Uciekłaś. - szepnął. - Znowu. I znowu wróciłaś. Czyżbym cię aż tak bardzo wystraszył? - Pytanie zawisło w powietrzu. Nie chciałam na nie odpowiedzieć.
Otworzyłam usta, ale jedyne co się z nich wydobyło, to kłęby pary. Uśmiechnął się gorzko. To był taki wzruszający uśmiech. Objął mnie delikatnie. Zamknęłam oczy, chłonąc zapach morskiej soli.
- Niedługo wszystko się wyjaśni, Ognista. Niedługo wszyscy wrócimy do domu. - O czym on mówił? Czy on znał tą przeszłość, o której ja zapomniałam? - Więc nie uciekaj więcej. Bo i tak to nas nie ominie. - Zacisnął ramiona. - Chociażbym nie wiem, co robił, to i tak wszyscy wrócimy tam, skąd przyszliśmy.
Poczułam jego strach. Trząsł się, szlochając w moje ramię. Klął. Wrzeszczał. Upadł na kolana, pociągając mnie za sobą. Warczał niczym zbity pies. Walił pięściami w ziemię. W końcu skulił się i zasnął na moich kolanach. Ale dalej jego łzy lały się po policzkach.
Głaskałam jego zmierzwione włosy. Proste, błyszczące błękitem kusiły swoją delikatnością. Odsłoniłam jego czoło. Przestał w końcu płakać, oddychał spokojniej.
- Ja już jestem gotowa na śmierć. Nie wiem, co cię ze mną łączy, ale skoro to nasze przeznaczenie... - Ucichłam. Moim przeznaczeniem było umrzeć. Wrócić tam, skąd przybyłam. To dobry los. Bardzo dobry. - Musimy je wypełnić. Nawet jeśli was opuściłam, to wrócę. Kiedyś na pewno. Ale nie teraz.
Wstałam, odkładając ostrożnie jego głowę. Przykryłam go płaszczem. Musiałam jeszcze poskładać sprawy w tym miejscu. Tym, które towarzyszyło mi przez ostatnie stulecia.
- Nie teraz. - puściłam słowa w powietrze. - Muszę coś jeszcze zrobić. Dotąd, aż nie skończę, nie szukaj mnie. Sama przyjdę. Jak zawsze. - Uśmiechnęłam się nieznacznie.

Biegłam już długo. Słońce wzeszło znad rozrzedzających się chmur. Łaskotało promieniami moje ramiona. Nie spieszyłam się. Cieszyłam się chwilą. Bo jak znajdę się przed jej grobem, nie będę mogła się cieszyć.

Do krypty dostałam się niepostrzeżenie. Nie musiałam nawet się starać. Byłam ciszej aniżeli kot, więc nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Ignorując wielu już z rodu Czartoryskich, podeszłam do trumny mojej Róży. Leżała na niej wiązanka sztucznych kwiatów. Ich kolory jaskrawo świeciły w prawie nieprzeniknionych ciemnościach.
Oparłam dłoń o katafalkę. Nie chciałam nic mówić. Nie było to potrzebne. Musiałam tylko się pożegnać. Z przeszłością, która trzymała się moich pleców od lat. Westchnęłam głęboko, zamykając na chwilę oczy.
Usłyszałam szmer. Jeszcze przez sekundę nie pozwoliłam moim myślom uciec od zmarłej. Potem, szybkim, acz spokojnym krokiem odeszłam, skrupulatnie zamykając drzwi od grobowca. Rozejrzałam się ukradkiem, zatrzaskując kłódkę. Coś poruszyło się w krzewach. Światło księżyca odbiło się w srebrnych włosach. Tajemnicza postać uciekła. Postanowiłam się tym nie przejmować.

Czułam się pusta. Czegoś mi brakowało, coś sprawiało, że stawałam się lżejsza. Chciałam wypełnić tę pustkę. Chciałam, żeby choć trochę nie czuć się samotnie.
- Nie jesteś samotna, Ognista. - mruknął w nocnej ciszy. Jego oczy były czarne, jak dno studni. - Masz mnie. - przerwał na chwilę, zastanawiając się pewnie, czy może mi o czymś powiedzieć. Znieruchomiałam, czekając aż dokończy. - I jeszcze innych... którzy cię doskonale zrozumieją. Jak sobie przypomnisz.
Nie wnikałam w sens jego słów. Patrzyłam w gwiazdy, czując, że zbliża się zima. Wieloryb* już był w połowie drogi do drugiej części nieboskłonu. Mocniej okryłam się płaszczem.
- Chcę się wybrać z tobą w podróż. - powiedział nagle.
- Podróż? - Zaskoczona prawie go wywróciłam. - Gdzie? - Zaśmiał się pod nosem. Widocznie wydawałam mu się zabawna. Mruknęłam na niego z niechęcią.
- Do domu. Najpierw jednak zbierzemy pozostałych. - Nie byłam zadowolona z jego odpowiedzi. Była zbyt lakoniczna. Nie wiedziałam czym jest dom i oni. Musiał mi to wyjaśnić. - Wytęż pamięć. - rozkazał, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. - Spotkałaś ich już nie jeden raz.
Spotkałam ich? Kiedy? Czyżby przez kilkusetletnią żałobę moje wspomnienia podziurawiły się, jak sito? Cofałam się w czasie, natrafiając na coraz większe plamy w umyśle. Rzeczywiście, brakowało tam czegoś. I to one wywoływały to uczucie lekkości i pustki. Jednak dalej nie rozumiałam, skąd one się tam wzięły. I dlaczego się w ogóle pojawiły.
- Druga wojna - Coś mnie oświeciło. Przebłysk, scena. Te słowa i scena. - Był nas szóstka. - Powoli kojarzyłam fakty, dalej zastanawiając się, co zauważyłam. - Walczyliśmy.
Spoglądał na mnie, jego oczy zaczęły reagować. Ciemne morze wzburzyło się lekko. Nie mogłam odgadnąć wyrazu jego twarzy. Badał mnie.
Spróbowałam pomyśleć jeszcze przez chwilę. Już drugi raz przy nim zdarzyło mi się powiedzieć coś nieoczekiwanego. I drugi raz jego oczy zdradzały niepokój. Zastanawiałam się, czy aby na pewno chce, abym przypomniała sobie cokolwiek.
Gdzieś w lesie zawył pies. Nadstawił uszu, kompletnie zapominając o tym, co mówiliśmy. Rozejrzał się, przebłysk, jego czarnych już oczu, wyrwał mnie z toku myśli. Sama zaczęłam rozpoznawać otaczające nas dźwięki. Sfora szczekających psów grasowała w okolicy. Odważny kłusownik, polować w nocy, gdy bestie czają się w cieniu drzew.
Wstałam, czując, że psy stają się coraz głośniejsze. Zanim mój towarzysz zdążył się podnieść, byłam już parę metrów dalej.
- To jak?! - krzyknął zza moich pleców. - Idziesz ze mną?
- Jak mnie dogonisz!

*Wieloryb - gwiazdozbiór

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Legenda Dobra i Zła

To już ostatnia część z tego przerywnika. Następny rozdział będzie kontynuacją przygód szóstki bohaterów. Zapraszam do czytania ^^.




Dobro rosło i rosło, aż stało się tak Dobre, że rozdało siebie wśród życia. A życie to Dobro przyjęło. Zło też rosło i rosło, aż stało się tak złe, że zaczęło zabierać Dusze, które jeszcze nie doszły do Światła, i ucieleśniać je w postaci Umarłych. A Umarli zaczęli się budzić.
Stare Dusze wiedziały, że Umarli zaatakują życie. Dlatego zebrały najsilniejsze żywioły i stworzyły z nich Smoki. A Smoki posiadały tyle dobra, że zniszczyły Umarłych. Ale nie wiedziały, że Umarli odżyją i pogrążyły się w śmierci.
Ale Śmierć wiedział o tym i z ciał Smoków wyjął Jaja. Jaja rosły i rosły, przez stulecia, aż były gotowe do wyklucia. Ale Śmierć nie pozwolił im się wykluć. Czekał na powrót Umarłych.
W tym czasie życie poznało Drzwi. Drzwi prowadziły do Ziemi. A Ziemia byłą czysta. Życie odeszło tam, pozostawiając inne życie. Życie, co odeszło, nazywano od teraz Ludźmi. Człowiek stracił moc, stał się niewinną istotą. Barkrwiści byli życiem, które pozostało. Oni nie stracili mocy. Zamknęli Drzwi, by niewinni Ludzie nie trafili na góry wulkaniczne, gdzie Umarli zbierali Dusze po życiu. Te z Ziemi też. Bo wszystkie Dusze szły do Światła.

Gdy Zło zbierało Dusze, Dobro zasnęło i czeka po dziś dzień na Smoczych Potomków.

niedziela, 10 stycznia 2016

Legenda Kobiety




W wulkanicznych górach czaiło się Zło - Umarli. A życie o tym wiedziało. Poradziło się więc Dusz, by im pomogły. A Dusze znały odpowiedź. Ale każda odpowiedź miała swoją cenę. I Dusze o tym wiedziały. I Dusze poniosły tę cenę.
Tam, gdzie mieszkały Stare Dusze, udała się pewna Kobieta. Kobieta niosła na rękach Dziecko. Dziecko czuło Zło - Umarłych. Kobieta ukłoniła się Duszom i powiedziała:
- W górach wulkanu czai się Zło. To Dziecko je wyczuwa, a Wy potraficie Złu zaradzić.
Dusze uśmiechnęły się gorzko i powiedziały:
Potrafimy Złu zaradzić, ale za pewną cenę. Zło uśpi się i będzie spało, lecz już nigdy nie zobaczycie Dusz. Wszystkie pójdą do Światła. Ale nie martwcie się. Wyślę wam Konie ze Stajni, by rozwiązywały wasze problemy.
Kobieta pomyślała. Potem odpowiedziała:
- Niech tak się stanie.
Stare Dusze ukłoniły się i zniknęły w Świetle, a na ich miejscu pojawiły się Konie. Poniosły Kobietę i Dziecko do życia, a tam ich potępiono. Kobieta uciekła do lasu i tam, przy pomocy Koni, zbudowała Dom. A Dom był wielki. Konie uznały, że Kobieta dużo poświęciła, udając się do Starych Dusz, więc upiększyły Dom i stworzyły go Kamiennym. Kobieta zamieszkała tam z dzieckiem i przyjęła Dom od Koni. A tym Domem była ochrona przed Złem. I tak pojawiło się pierwsze Dobro.

czwartek, 7 stycznia 2016

Legenda Śmierci

Jestem ja z nową częścią. Nie, to nie jest inna historia. To po prostu taki przerywnik, który tak czy siak miałam wstawić. Cieszcie się bo coraz bliżej jest kolejny (tym razem już z poprzednimi bohaterami) rozdział.







Pojawił się najpierw Pierwszy Starzec, a wraz z nim Drugi i Trzeci Starzec. Stanęli przed Śmiercią i powiedzieli:
- Chcemy umrzeć, bo nie dane nam już żyć.
Śmierć wstał. Zbliżył się do Pierwszego Starca i zapytał:
- Czy chcesz, bym cię zabił w tym wieku?
Starzec spuścił wzrok skruszony i odpowiedział:
- Mam tysiąc lat. Pora już na mnie.
Śmierć posłuchał go i zabił śmiercią szybką i bezbolesną. Ciało Starca wsiąkło w ziemię. Potem Śmierć podszedł do Drugiego Starca i zapytał go o to samo:
- Czy chcesz, bym cię zabił w tym wieku?
Starzec spuścił wzrok i odpowiedział pewnie:
- Mam pięćset lat i pora już na mnie.
Śmierć wysłuchał go i zabił śmiercią powolną i bezbolesną. Ciało Starca wsiąkło w ziemię. Potem Śmierć podszedł do Trzeciego Starca i zapytał go o to samo:
- Czy chcesz, bym cię zabił w tym wieku?
Starzec nie spuścił wzroku i odpowiedział dumnie:
- Mam pięćdziesiąt lat  pora już na mnie.
Śmierć wysłuchał go i zabił śmiercią powolną i bolesną. Ciało Starca wsiąkło w ziemię.
Śmierć powiedział głosem tak głośnym, że słyszeli go wszyscy:
- Ci, co gotowi na śmierć, umrą. Ci, którzy do mnie przychodzą, umarłymi się staną. A ci, co nie gotowi, niech żyją.
Tak Śmierć zagościł w stworzeniu świata.